Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/442

Ta strona została przepisana.
XXXII.

— Jakiś człowiek! — szepnęła Janina drżąca.
— Zapewne mieszkaniec |miejscowy — odrzekł Grancey i mocniej ujął ramię Janiny.
Nocny wędrowiec szedł naprzeciw nim, trzymając grubą pałkę w ręku.
— Która godzina? — zapytał głosem chrapliwym, zagradzając drogę.
— Idź swoją drogą! — odrzekł Grancey. — Nie wiem która...
— Oddajcie pieniądze! — zawołał nieznajomy, zamierzając się pałką.
— Boże mój! — krzyknęła Janina przerażona. — Na pomoc, na pomoc!
W tej chwili ciężka pałka Duplata spadła na głowę wdowy. Janina jęknęła i padła na wznak ogłuszona.
— Prędzej! — zawołał Duplat, klękając przy ciele — zrewidujmy kieszenie. Nie zostawmy nic, co mogłoby posłużyć do rozpoznania jej osobistości.
Czynność tę wspólnicy uskutecznili w przeciągu kilku sekund.
— A teraz — rzekł bandyta — bierz ją za nogi, ja za głowę i w wodę!
Podnieśli ciało do urwistego brzegu Sekwany, rozbujali w powietrzu i rzucili w wodę.
— Przyjemnego spaceru, matko Janino — rzekł Duplat, śmiejąc się. Nagle drgnął.
Jakiś głuchy szmer doszedł jego uszu z drugiego brzegu rzeki.
Po chwili szmer powtórzył się.
— Czy słyszałeś? — zapytał Duplat swego wspólnika.
— Słyszałem.