Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/443

Ta strona została przepisana.

— Coś tak, jak gdyby ktoś zawiosłował...
— Może jaki rybak.
— Do dyabła!
— Cóż nam to może szkodzić? Jest tak ciemno że nie widział; nie mamy czego lękać się. Prąd szybki... ciało już daleko... Chodźmy — i zwrócił się ku Bois-le-Roi.
— Nie tędy — rzekł Duplat — idźmy tą samą drogą do Melun... będziemy mieli półtorej godziny drogi. O trzeciej odchodzi pociąg do Paryża... Nikt nas tam nie zna, nikt więc nie będzie wiedział o naszej wycieczce nocnej.
Grancey usłuchał rady Duplata.
Umiarkowany dotychczas wiatr, zaczynał dąć coraz gwałtowniej i zasypywać drogę śniegiem.
Gdy około drugiej po północy wspólnicy przybyli do Melun, byli utrudzeni w najwyższym stopniu, lecz bezpieczni od wszelkich podejrzeń.
O czwartej wrócili do Paryża.
Pozostawał do wykonania już tylko jeden i ostatni akt dramatu, ułożonego przez Granceya.

∗             ∗

Tego wieczora Róża dłużej niż dni poprzednich siedziała w pracowni przy ulicy Sévres.
Gdy po północy wróciła do mieszkania przy ulicy Férou, zdziwiła się, zobaczywszy palącą się lampę.
W pierwszej chwili nie zwróciła uwagi na kartkę, pozostawioną przez Janinę na stole, ale gdy spostrzegła łóżko próżne, powiodła zdumionym wzrokiem po pokoju i zobaczywszy pismo wdowy, chwyciła go zaniepokojona i przeczytała.
Nagle uczuła ból w sercu i rozpłakała się.
— Jej dzieci... — szepnęła — udała się po nie