Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/446

Ta strona została przepisana.

— Znam go.
— Z jakiego powodu?
— Rada dobroczynności publicznej wydala mi kopię jego...
— Zapewne zgodną z tą...
Grancey wyjął z pugilaresu akt, otrzymany przed kilkoma dniami przez Duplata z merostwa jedenastego okręgu i przeczytał go głośno.
— Zgodne zupełnie — oświadczyła Blanka.
— Była pani powierzoną — mówił dalej Grancey — mamce, zamieszkałej w Saint-Maur, następnie oddaną na naukę do szkoły infirmerek, w końcu ulokowaną w domu zdrowia w Blois, zkąd pani uciekła i uważaną jest za zmarłą. Wszak wszystko to jest prawdą i rzeczywiście jesteś pani dzieckiem, którego na podstawie wskazówek p. Juliusza Servaise poszukują od dwóch miesięcy?
— Tak jest...
— Będę bardzo szczęśliwym, wracając panią rodzinie, odwożąc do jej ojca...
— I do matki? — zawołała dziewczyna, składając ręce błagalnie.

XXXIII.

— Tylko do ojca — odrzekł Grancey.
— Prawda — szepnęła Róża ze łzami w oczach. — Matka moja nie żyje, została zabitą... wiedziałam o tem, mimo to łudziłam się nadzieją...
— Matka pani żyje — odrzekł były kryminalista.
— Żyje? — zawołała Blanka. — Jest pan tego pewnym?
— Niech pani nie cieszy się zawcześnie.
— Dlaczego? Dlaczego nie mam cieszyć się skoro matka moja żyje?