Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/45

Ta strona została przepisana.

— Więc nikt nie wie o tem porwaniu?
— Rzecz prosta, że nikt. Tylko my dwaj wiemy.
— W takim razie śmiało możesz pan to dziecko podać za córkę Janiny Rivat.
— Za nic w świecie! — energicznie odparł Duplat.
— Dlaczego.
— Bo mógłbym się załapać. Zaraz zrozumiesz pan. Kancelarye urodzeń i zgonów były ciągłe czynne w merostwie jedenastem, być może więc, że Weronika złożyła już deklaracyę o przyjściu na świat tych dzieci. Przypuściwszy nawet, że nie uczyniła tego, to przecież inne osoby muszą wiedzieć o rozwiązaniu Janiny Rivat. Gdybym zadeklarował tylko jedno dziecko mogliby zapytać mnie, co uczyniłem z drugiem... Ponieważ dom spalił się, mogą więc przypuszczać, że dzieci wraz z matką zginęły w płomieniach. Czy mam słuszność?
— Rzeczywiście, — odrzekł Gilbiert. — Cóż pan z jednem z nich będziesz robił do jutra?
— Już ci nie dam mu piersi, bo ich nie mam; ale delikatnie napoję wodą z cukrem, aby przeżyło dopóki nie nakarmi je mamka, wyznaczona przez Towarzystwo dobroczynności.
— Dalej, nie możesz pan pozostawać dłużej w piwnicy.
— I ja tak uważam.
— Dokąd więc pójdziesz?
— Do pańskiego mieszkania na piętro.
— Dobrze — odrzekł Gilbert — zaraz pójdziemy razem, lecz pierwej musisz pan pomódz mi ukryć zmarłe dziecko mej żony.
— Chętnie; wykopiemy jamę w tej piwnicy, pochowamy je i żywa dusza nie będzie wiedziała. Czy masz pan szpadel, lub jakie inno narzędzie?
— Mam tylko siekierkę do łupania drzewa.