Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/462

Ta strona została przepisana.

— Czem zajmuje się ten mniemany Juliusz Servaise? — zapytał inspektor.
— Przyjechał z prowincyi i robi zakupy dla swego handlu.
— Czy jest teraz w mieszkaniu?
— Nie wiem.
— Jakto nie wiesz pani?
— Rzecz naturalna. P. Servaise jest człowiekiem swobodnym, wychodzi i wraca kiedy mu się podoba.
— Dobrze, zobaczymy czy jest u siebie. Panie Merlin, proszę ze mną.
Palmira na pół żywa ze strachu opadła na krzesło.
Brygadier udał się na pierwsze piętro i przybywszy do drzwi pokoję pod n-rem 1, zapukał.
— Proszę wejść! — odezwał się głos z wnętrza.
Brygadier otworzył drzwi i wszedł wraz z swym towarzyszem.
Merlin, spostrzegłszy lokatora, nie zdołał zapanować nad zdumieniem i mimo woli zawołał:
— Duplat!
— Merlin! — rzekł jednocześnie ex-kryminalista.
Obaj zmieszali się w najwyższym stopniu.
Brygadier, widząc ich obu zakłopotanych, powziął tem większe podejrzenie.
— Ach, więc wy znacie się! Ale to trudno, na służbie niema przyjaciół. Przed chwilą występowałeś pan przeciwko Juliuszowi Servaise, a teraz straciłeś minę... to znaczy, że nie spodziewałeś się pan zastać tutaj Serwacego Duplata, o którym myślałeś, że jest w Nowej Kaledonii i dlatego chodziło ci o sprawdzenie tożsamości Servaise‘a. Więc Duplat jest pańskim przyjacielem, tem gorzej! Choćby był nawet twoim bratem, to nie puszczę go już.
— Mogłem się omylić — odrzekł Merlin.