Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/466

Ta strona została przepisana.

— A tak!
— Więc chodź ze mną do celi.
— To idź, kiedy chcesz... ja nie pójdę.
— Zobaczymy.
— Zobaczymy! — zawołał Lagache i pochwyciwszy z warsztatu nóź, pchnął nim dozorcę w piersi.
Chciał zadać mu cios drugi, gdy wtem stojący obok niego Duplat wstrzymał jego rękę.
Podbiegli inni więźniowie i dozorcy i rozbroili bandytę.
— Psie podły! — zawołał Lagache, grożąc Duplatowi. — Zobaczymy się jeszcze... zapłacisz ty mi za to.
Zbroczonego krwią dozorcę odniesiono do kancelaryi, do której przybyli natychmiast dyrektor więzienia, jałmużnik i lekarz.
Ten ostatni po zbadaniu rannego zaopiniował, że rana nie jest śmiertelną, ale byłaby nią, gdyby nóż o dwa centymetry trafił bliżej serca.
Po odesłaniu rannego do infirmeryi, drugi dozorca zdał raport z wypadku, przyczem zaświadczył, że gdyby jeden z więźniów nie pochwycił ręki zabójcy, ofiara jego byłaby napewno wyzionęła ducha.
— Cóż to za więzień? — zapytał dyrektor.
— Skazany na trzynaście miesięcy więzienia za samowolne wydalenie się z miejsca zamieszkania.
— Jak się nazywa? — Serwacy Duplat.
Ksiądz d‘Areyaes usłyszawszy to nazwisko, drgnął calem ciałem.
— Serwacy Duplat tutaj! — pomyślał — w la Roquette! Skazany na trzynaście miesięcy! Więc on żyje, a ja myślałem, że rozstrzelany! A może to nie ten, którego poszukuję... może jaki inny zbrodniarz nosi takie samo nazwisko.