Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/467

Ta strona została przepisana.

Dyrektor kazał przyprowadzić więźnia do kancelaryi.
Ksiądz usunął się do okna i ukrył się za firanką.
Ubranie więzienne i siwe, przy samej skórze ostrzyżone włosy, wreszcie kilkanaście lat pobytu na Nowej Kaledonii tak zmieniły Duplata, że ksiądz nie mógł dopatrzeć w nim rysów człowieka, którego widział zaledwie dwa razy w życiu.
— To nie on... — szepnął zawiedziony.
Wspólnik Gilberta dostrzegł za firanką sutannę księżowską i postanowił mieć się na ostrożności.
— Czy to ty rozbroiłeś Lagache‘a w chwili, gdy zamierzył się powtórnie na dozorcę?
Duplat, stojący z oczyma spuszczonemi, odrzekł skromnie:
— Spełniłem tylko, panie dyrektorze, mój obowiązek.
Ksiądz nie poznał Duplata i po głosie, gdyż nie był on teraz ochrypłym, jak niegdyś, od ciągłego pijaństwa.
— Postąpiłeś uczciwie — rzekł dyrektor — zdano o tom raport władzy wyższej. Czy jesteś skazany za wydalenie z miejsca zamieszkania?
— Tak, panie dyrektorze.
— Nie chcę wiedzieć o twych przestępstwach dawniejszych i pragnąłbym wynagrodzić cię. za ocalenie życia człowiekowi. Postaram się, by nie odsyłano cię do więzienia centralnego i pozostawiono tutaj. Może uda się znaleźć ci jakie zajęcie inne i uzyskać skrócenie kary... Będzie to zależało od twego postępowania...
— Dziękuję panu dyrektorowi.
— A teraz wracaj do warsztatu.
Dozorca wyprowadził więźnia z kancelaryi.
Po jego wyjściu ksiądz d‘Areynes podszedł do