Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/47

Ta strona została przepisana.

— W kuchni znajdziesz pan cukier, wodę, węgle, zapałki — rzekł Gilbert.
— Dobrze, znajdę. — A teraz uregulujmy nasze rachunki... Kochajmy się jak bracia, rachujmy się jak żydzi... Przyniosłem panu dziecko, oddaj mi więc weksle.
Gilbert wyjął z kieszeni papiery i podał je Duplatowi.
— Co zamierzasz pan robić, skoro porządek zostanie przywrócony?
— Nie myślałem jeszcze o tem...
— Czy pozostaniesz pan w Paryżu?
— Nie mam ochoty. Wolę prowincyę...
— Pytam o to dla tego, że mogę potrzebować pana. Gdzie więc mam cię szukać?
— Przyślę panu swój adres. Teraz pragnę przedewszystkiem ukryć się na czas odwetu i skoro tylko odniosę to dziecko do merostwa, postaram się jak najprędzej drapnąć po za fortyfikacye. Nie chcę czekać, aż zadenoncyuje mnie który z sąsiadów, a muszę przyznać się, że niewdzięcznicy ci nie bardzo kochają mnie.
— Masz pan jaką bezpieczną kryjówkę?
— Mam w Champigny pewną starą przyjaciółkę, dobrą dziewczynę, która chętnie ukryje mnie u siebie i przechowa, dopóki nie uspokoi się wszystko. Gdybyś mnie pan potrzebował, to znajdziesz mnie u niej. Posiedzę tam ze dwa tygodnie.
— Jak się nazywa?
— Palmira, praczka.
— Adres jej?
— Ulica Bretigny, nr 9. A teraz życzę dobrej nocy. Wracaj pan do siebie, a ja prześpię się tutaj.
W chwili gdy Gilbert wszedł do piwnicy, Henryka przebudziła się ze snu głębokiego i usiłowała podnieść się na posłaniu.