Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/472

Ta strona została przepisana.

— U kroćset piorunów, ażeby je oddać, należy je mieć, a ja nie mam ich.
Grube krople potu spływały po skroniach księdza d‘Areynes.
Okrutna, nieubłagana zapamiętałość łotra przestraszała go i wywoływała wątpliwość we własne przekonanie.
Ksiądz zapytywał siebie, czy rzeczywiście nie omylił się.
Ale nie!... omyłka była niemożliwą, patrzał własnemu oczyma i poznał zbrodniarza.
Księdzu przyszła do głowy myśl, czy nazwisko Servaise, podpisane na deklaracji znalezienia dziecka, o czem wiedział od Rajmunda Schlossa, nie jest przybranem, otworzonem z imienia Duplata Servais.
Ale to dopiero jedna córka Janiny... a druga?
Podejrzenie jak błyskawica, przemknęło przez umysł księdza.
Jeżeli Henryka powiła dziecię nieżywe, kto wie, czy na miejsce jego, Rollin, pragnąc skorzystać z majątku hr. Emanuela, nie przedstawił drugiej córki Janiny Rivat.
Po tym człowieku wszystkiego spodziewać się można.
Ale jak przekonać się, jak wydobyć a ust zapamiętałego łotra to wyrzeczenie?
— Więc mówisz, że omyliłem się? — zapytał Duplata.
— Utrzymuję stanowczo.
— Twierdzenie nie jest jeszcze dowodem.
— I ksiądz nie znajdzie dowodu przeciwko mnie.
— Kto wie...
— Gdzież u dyabła ksiądz znalazł by go?
Tam gdzie on spoczywa. U Gilberta Rollina!