Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/479

Ta strona została przepisana.

Servacy! — zawołał Gilbert zdziwiony.
— Ty, tutaj! — dodał Grancey. — Co się stało?
Zle się dzieje — odrzekł Dopłat. — Może być bieda. Czy można tu mówić bezpiecznie?
— Możesz mówić.
— Przedewszystkiem powinniście wiedzieć, że uciekłem z więzienia.
— Więc byłeś w więzieniu?
— Do wczorajszego wieczora. Skazano mnie na trzynaście miesięcy za samowolne wydalenie się z miejsca zamieszkania i osadzono w la Roquette.
— I to wszystko stało się w przeciągu dwóch tygodni?
— Co chcecie? Sądy rozstrzygają teraz sprawy za pomocą elektryczności.
— Jakże to się stało?
— Posłuchajcie.
Duplat stłumionym głosem opowiedział przestraszonym wspólnikom szczegóły swego aresztowania, pobytu w więzieniu i ucieczki.
— Duplat ma słuszność. Jesteśmy zgubieni — rzekł Gilbert.
— Zgubieni! — odparł Grancey — chyba żartujesz. Musimy iść do celu. Należy usunąć tę ostatnią przeszkodę! Powtórz mi ostatnie słowa księdza, odnoszące się do Gilberta i córek Janiny.
— Na zapytanie moje gdzie znajdzie dowód, odpowiedział: U p. Gilberta Rollina i u Juliusza Servaise‘a.
Gilbert zbladł jak trup.
— Niema wątpliwości — szepnął — wie o wszystkiem.
— Nic nie wie! — odparł Grancey. — Domyśla się, przypuszcza, ale nie ma najmniejszej pewności.
— Szuka i może znaleźć...
— Więc nie dajmy mu czasu do znalezienia.