Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/480

Ta strona została przepisana.

— Jakim sposobem?
— Przedewszystkiem należy wracac jak najspieszniej do Paryża. Pojechałbym dziś jeszcze, gdyby nie było za późno.
— Dobrze, jadę z tobą — rezolutnie oświadczył Duplat. — Daj mi tylko możność zmylenia czujności agentów, którzy mnie tam teraz szukają...
— Mam bardzo dobrą myśl.
— Więc zgoda, jedziemy jutro. A Gilbert?
— W trzy dni po nas przyjedzie ze swoją małą.
— Więc dała się wziąść?
— Ale jak! Za miesiąc nowa Marya Blanka będzie wice-hrabiną de Grancey.
— I dostaniemy pieniądze! Hura! — zawołał Duplat.
Poczem zmieniając ton i pocierając ręką żołądek, dodał:
— Ale ja nie jadłem obiadu i dyabelnie jestem głodny.
— Zjesz obiad i przenocujesz w oberży na wsi... Zaprowadzę cię tam.
— W oberży? — odrzekł krzywiąc się Duplat. — Dla czegóż nie tutaj?
— Dla tego, że mogłaby zobaczyć cię Marya Blanka.
— Masz słuszność. Więc chodźmy.
Grancey zaprowadził Duplata do oberży odległej od pałacu o kwadrans drogi, kazał mu podać obiad i zamówił powóz na dzień następny.
Nazajutrz wczesnym rankiem odjechali do Nancy.
Po spożyciu śniadania w restauracji, Grancey płacąc Gersonowi należność z dodatkiem hojnego napiwku, zapytał:
— Czy niema w Nancy jakiego magazynu z ubraniem księżowskiem? Jeden z moich krewnych wstępuje do stanu duchownego i prosił mnie o przysłanie sukni i innych rzeczy.