Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/481

Ta strona została przepisana.

— Jest taki magazyn obok katedry — odrzekł garson.
— Dziękuję ci. Pamiętaj o mojej walizce, po którą przyjadę później. O której godzinie odchodzi ztąd do Paryża pociąg pospieszny?
— O dziesiątej wieczorem, przybywa zaś do Paryża o piątej rano.
— Dobrze. Będziesz tak dobrym i zamówisz mi na stacyi przedział w wagonie sypialnym i wykupisz bilety. Oto masz pieniądze.
Wyjął z pugilaresu dwa bilety stufrankowe, podał je garsonowi, poczem zapalił cygaro i wraz z Duplatem wyszedł z restauracyi.
— Zrozumiałeś? — zapytał na ulicy.
— Doskonale! Chcesz przebrać mnie za klechę. To dowcipne...
Na placu katedralnym znaleźli wskazany sobie magazyn i zażądali kompletnego kostyumu księżowskiego, zacząwszy od trzewików i skończywszy na kapeluszu.
— Proszę wzdąć miarę na tego pana — dodał Grancey, wskazując Duplata — gdyż ma zupełnie tę samą figurę i jest tego samego wzrostu co ksiądz, dla którego ten kostyum przeznaczony.
Krawiec wziął miarę i wybrał kostyum, poczem Grancey zapłacił należność i rzekł.
— Proszę odesłać na stacyę kolei żelaznej i oddać szwajcarowi.
Po wyjściu od krawca Grancey udał się do księgarni i kupił brewiarz.
— Jesteś zachwycającym, o wszystkiom pamiętasz! — rzekł Duplat, chowając książkę do kieszeni. — Mimo to wszystko brak ml będzie czegoś...
— Czego?
— Tonsury.