Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/487

Ta strona została przepisana.

się, czy padło w wir wodny, zauważony przez nich dnia poprzedniego.
Wtedy Duplat, jeżeli przypominają sobie czytelnicy — nagle drgnął, usłyszawszy w ciszy nocnej jakiś szelest, dochodzący z brzegu przeciwległego.
— Ktoś wiosłuje — szepnął do Granceya.
— Pewnie jaki rybak zapóźniony — odrzekł wicehrabia.
I ścieżką holowniczą udali się do Melun.
Nie mylili się obaj, gdyż rzeczywiście byli to rybacy, u drugiego brzegu zajęci połowem ryb. Krzyk Janiny, wydany na widok zbliżającego się Duplata, zwrócił ich uwagę.
Krzyk powtórzony, wywołany uderzeniem pałki, przejął rybaków przestrachem.
Przysłuchując się z powstrzymywanym oddechem, usłyszeli następnie upadek jakiegoś ciała w wodę.
— Tam mordują kogoś — szepnął jeden z rybaków. — Płyńmy tam.
Zaledwie zaczęli robić wiosłami, usłyszeli echo oddalających się kroków.
— Kieruj na prawo — rzekł jeden z rybaków — widzę jakąś czarną plamę.
Wkrótce dopłynęli do brzegu.
— Stój! — zawołał stojący na przedzie łodzi, z wyciągniętemi przed siebie rękami i nachylił się nad wodą.
— Cóż? — zapytał wioślarz.
— To jakaś kobieta — odrzekł stojący. — Całe ciało w wodzie, głowa tylko na powierzchni. Spódnica zaczepiła się o gałęzie i tylko dzięki temu nie pochwycił jej wir. Przywiąż łódź do słupa i zapal latarkę.
Wciągnięto ofiarę na łódź i ułożono na pokładzie.
Twarz jej była blada i zbroczona krwią.
— Widzisz — odezwał się jeden z rybaków — mó-