Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/494

Ta strona została przepisana.

księdza d‘Areynes jak własnego ojca, więc katastrofę tę odczuł bardzo boleśnie.
Wybiegł z domu i dorożką popędził na ulicę Tournelle.
— Więc to prawda? — głosem zdławionym zapytał Schlossa.
— Prawda.
— Nie żyje?
— Żyje, ale lekarze niewielką mają nadzieję.
— Czy mogę zobaczyć go?
— Niepodobna. Lekarze nikomu nie pozwolili wchodzić do jego pokoju.
— Cóż oni mówią?
— Mówią, że dopiero za dwa lub trzy dni będą mogli objawić swą opinię.
— Czy wiadomo kto dopuścił się zbrodni?
— Niewiadomo i nawet niema żadnego śladu. Jeden ksiądz d’Areynes mógłby objaśnić Jpolicyę, ale jest nieprzytomnym.
— Ale może kogo podejrzewają?
— Kogóż mogą podejrzewać? Ksiądz nie miał nieprzyjaciół.
— Panie Rajmundzie — rzekł Lucyan — mam do ciebie prośbę. Wkrótce muszę jechać do Joigny, gdyby więc zaszło coś niespodziewanego, bądź łaskaw natychmiast zawiadomić mnie depeszą.
— Bardzo chętnie.
Lucyan uścisnął rękę Rajmunda i odjechał do siebie.
Podczas gdy policya bezskutecznie szukała śladu zbrodniarzy, ci tymczasem czując się bezpiecznymi, układali plany zbrodni nowej, mianowicie doprowadzenia do skutku małżeństwa wice-hrabiego Granceya z Maryą Blanką.