Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/495

Ta strona została przepisana.

Dziewczyna pragnęła zobaczyć swą matkę i niepodobna było oprzeć się temu żądaniu.
Gilbert zawiózł, ją domu zdrowia, lecz widzenie to wywarło na nią wrażenie okropne.
Henryka nie poznała jej, nawet odtrąciła jej pocałunki.
Róża doznała głębokiego zawodu i smutku.
Widok obłąkanej, nieczułej, chłodnej, wywołał w jej pamięci obraz mamy Janiny, która nawet przed odzyskaniem zmysłów kochała ją i okazywała swą miłość.
Czyż mogła pozostać niewdzięczną i nie myśleć o tej, która dała jej przytułek u siebie wtedy, gdy Róża była tylko dzieckiem znalezionem, zbiegłą infirmerką ze szpitala w Blois?
Pojmowała dobrze, że nowa jej pozycya będzie ją w tej mierze krępowała, lecz miała nadzieję, że wziąwszy się do rzeczy zręcznie, przezwycięży trudności.
Zwierzyła się w tej kwestyi narzeczonemu, który przyrzekł jej natychmiast zająć się biedną kobietą, udać się osobiście do jej mieszkania i przywieźć ją do pałacu, z warunkiem zachowania tajemnicy przed Gilbertem.
Nie potrzebujemy dodawać, że wspólnik Duplata i Rollina nie myślał wcale zgłaszać się na ulicę Féron, co nie przeszkadzało mu zapewnić Różę, że nie zastał Janiny w domu i że odźwierna nie miała o niej żadnej wiadomości.
— Musiała odszukać swe dzieci — pomyślała Róża. — Jest szczęśliwą, więc zapomniała o mnie.
Róża, będąc nabożną, prosiła ojca, by pozwolił jej pójść do kościoła św. Sulpicyusza.
Gilbert spytał o radę Granceya, który oświad-