Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/497

Ta strona została przepisana.

— Powrócił.
— Z córką?
— Tak, panie.
— Jest u siebie?
— Nie. Wyjechał i powróci dopiero wieczorem.
— A panna Mary a Blanka?
— Wyszła.
— Z ojcem?
— Nie. Panna Rollin udała się do kościoła św. Sulpicyusza.
— Dziękuję — odrzekł Lucyan i oddalił się.
Skoro Blanka jest w kościele, więc będzie mógł zobaczyć się z nią i rozmówić.
Krokiem pośpiesznym zwrócił się do kościoła.
Gdy podszedł do portyku, przed którym nie było już przenośnego sklepiku żebraczki od św. Sulpicyusza, nabożeństwo było ukończone i wierni zaczynali opuszczać kościół.
Lucyan stanął w niejakiej odległości i czekał na wyjście Blanki.
Gdy w towarzystwie pokojowej zeszła ze stopni na ulicę, szybko podszedł ku niej i podając obie dłonie, rzekł:
— Blanko droga...
Zdziwiona dziewczyna utkwiła w mego wzrok Surowy i odrzekła chłodno:
— Pan omyliłeś się zapewne...
Lucyan zbladł.
— Omyliłem się — wyjąkał — ja omyliłem się...
— Rzeczywiście nazywam się Maryą Blanką, lecz nie znam pana.
— Pani mnie nie zna, mnie? jestem Lucyan Kernoël!
— Nie znam; proszę pana odejść.
— Blanko... Blanko...