Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/501

Ta strona została przepisana.

W styczniu dr. Giraux miał znowu w ważnej sprawie wyjechać na południe Francyi.
Wtedy to napisał do Lucyana Kernoëla i prosił go o przyśpieszenie przyjazdu do zakładu, chciał bowiem obeznać go ze szczegółami jego obowiązków.
Wiemy już, iż Lucyan uczynił zadość temu żądaniu i w dzień Nowego roku przybył do Joigny.
— Dziękuję panu za ten pośpiech — rzekł doktór. — Zaraz wskażę mu jego mieszkanie... Jadamy śniadanie punkt o dwunastej, a obiad o siódmej. Jutro rano obeznam pana z jego obowiązkami.
Dzień, pomimo bardzo życzliwego przyjęcia d-ra Giraux, wydał się Lucyanowi śmiertelnie długim, nie mógł bowiem zapomnieć o niezrozumiałem zachowaniu się Maryi Blanki przed kościołem św. Sulpicyusza.
Następnego dnia rano o godzinie oznaczonej zebrał się cały personel służbowy zakładu, składający się, oprócz Lucyana, z dwóch pomocników dyrektora, aptekarza, infirmerów i infirmerek.
D-r Giraux przedstawił im Lucyana, poczem zaczął zwiedzać z nim cele pacjentów.
Było ich tam przeszło sześćdziesiąt osób, a prawie każda z nich podlegała innemu rodzajowi obłąkania.
Pozostał już tylko oddział chorych odosobnionych.
D-r Giraux odprawił cały personel służbowy z wyjątkiem Lucyana i klucznicy.

XLIV.

Czy już skończyliśmy, doktorze? — zapytał nowy pomocnik.
— Nie — odrzekł Rene Giraux — pozostaje nam jeszcze oddział odosobnionych. Leczę ich sam i tylko w razie konieczności opiekę nad nimi powierzam moim