Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/512

Ta strona została przepisana.

żony, powiedziałem mu: Zobaczymy się w więzieniu la Boquette! I nie były to słowa na wiatr rzucone! Znajdzie się on tam! A teraz opowiadaj! Cóż dzieje się na ulicy Vaugirard?
— Mówiłem księdzu przed miesiącem, że Gilbert Rollin opuścił nagle Paryż i wywiózł córkę na południe Francyi.
— I uważałem to za dobre.
— Otóż, czy wie ksiądz kogo zastałem w domu zdrowia, gdym przybył tam przed kilkoma dniami?
— Kogo?
— Maryę Blankę!
— Maryę Blankę! — powtórzył ksiądz głosem zmienionym.
— Tak, Maryę Blankę prawie dogorywającą, pozbawioną mowy i przytomności... Maryę Blankę otrutą belladoną w celu uczynienia jej obłąkaną!
— Boże mój! — jęknął jałmużnik, ocierając pot z czoła.
Rajmund dał księdzu kilka kropel zaleconego przez lekarza kordyału, który wzmocnił jego siły i uspokoił wzruszenie.
— Więc to Gilbert odwiózł Maryę Blankę do domu zdrowia w Joigny? — zapytał.
— Nie.
— A kto?
— Jego wspólnik.
— Co za wspólnik?
— Kryminalista uwolniony z Numei.
— Jak się nazywa? — zapytał ksiądz, mając na myśli Duplata.
— Gaston Depréty, niegdyś dependent adwokata, noszący dziś zmyślone lub przywłaszczone nazwisko wice-hrabiego Jerzego de Grancey.