Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/516

Ta strona została przepisana.

— Podobno rodzina bardzo porządna, starożytna... Rodzice jego nie żyją, jak widzę z papierów, które man u siebie. Wice-hrabia jest ostatnim członkiem rodu.
— Czy dawno widział pan Maryę Blankę? — zapytał ksiądz.
— Widziałem ją wczoraj.
— Czy jest szczęśliwą z tego małżeństwa?
— Nie wydawała mi się smutną.
— Czy nie zauważył pan w niej żadnej zmiany?
— Żadnej.
— Otóż, kochany rejencie, nie mam powodu do opierania się temu małżeństwu. Możesz pan pisać kontrakt ślubny. Niech się stanie, co ma być... Jeden Bóg jest panem naszych losów.
Notaryusz pożegnał się i wyszedł, nie pojmując nowego, tak niespodziewanego usposobienia księdza d‘Areynes.
Jałmużnik i Lucyan pozostawszy sami, spojrzeli, po sobie.
— To szczyt łotrostwa! — zawołał ksiądz.
— Szczyt zbrodni i nikczemności — odrzekł Lucyan. — Ale zkąd oni wzięli tę dziewczynę tak podobną do Maryi Blanki, że w błąd wprowadza wszystkich?
— Cierpliwości! Wkrótce dowiemy się zkąd ją wzięli, ale w samem podstawieniu masz dowód, jak energicznie Marya Blanka opierała się woli Gilberta. Stanęła na przeszkodzie, więc postanowiono usunąć ją, otruto i pod fałszywem nazwiskiem wysłano na śmierć do szpitala waryatów, zacierając zarazem wszelki ślad podstawienia. To potworne! Lecz powtarzam: cierpliwości! godzina kary zbliża się!...
— I kary bez litości, prawda?
— Bez litości!
U drzwi dzwonek odezwał się znowu.