Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/521

Ta strona została przepisana.

eździe jego z córką z Paryża, widniało na ścianie kilka ogłoszeń o lokalach do najęcia, z których jedno opiewało:

Pokój umeblowany na piątem piętrze.

— Gdyby okno tego pokoju wychodziło na ulicę — rzekł Rajmund — to łatwo byłoby przez lornetkę obserwować pałac.
Zapytany o to odźwierny odpowiedział potwierdzająco.
Był to pokój na poddaszu, umeblowany bardzo skromnie, ale wycięte w dachu okno górowało nad pałacem d‘Areynes.
Cena wynosiła dwadzieścia pięć franków na miesiąc.
Lucyan wyjął z pugilaresu bilet stufrankowy i podając go odźwiernemu, rzekł:
— Najmuję ten pokój na trzy miesiące i płacę z góry. Pozostałe dwadzieścia pięć franków proszę wziąć dla siebie, ale mieszkanie obejmuję natychmiast.
— Bardzo dobrze, oto klucz — odrzekł odźwierny, kłaniając się z uszanowaniem.
Zeszedł na dół, pozostawiwszy samysh lokatorów w mansardzie, lecz idąc myślał:
— To muszą być agenci policyjni i chcą śledzić kogoś... może kogo ze służby p. Rollina.
Lucyan i Rajmund przysunęli krzesełka do okna i natychmiast zasiedli na czatach.
Przez całe południe nie dostrzegli nic osobliwego.
Gdy ściemniło się, lokaj i pokojowa zapuścili rolety, zaś w kilka chwil później oświetlono przedsionek i odźwierny, stary żołnierz udekorowany, zapalił dwie bronzowe latarnie, ustawione po obu stronach głównego wejścia do pałacu.
Na ulicy służba Towarzystwa gazowego zapalała latarnie gazowe.