Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/528

Ta strona została przepisana.

Do salonu wszedł prokurator w towarzystwie sędziego śledczego i szefa policy!
— Gilbercie Rollin, Gastonie Depréty i Serwacy Duplat — rzekł ten ostatni — aresztuję was w imieniu prawa. Posiadamy dowody wszystkich waszych zbrodni! Znaleźliśmy je w mieszkaniu u księdza Liberta przy ulicy Bonapartego, u wdowy Potonnier przy ulicy Baulets, u mniemanego wice-hrabiego de Grancey przy ulicy Baumartin, u d-ra Giroux w Joigny, a gdyby potrzeba było ich jeszcze więcej, znajdziemy je tutaj, u Gilberta Rollina.
Szef policy i podszedł do fałszywego księdza Liberta i zdejmując mu z głowy perukę z tonsurę, rzekł:
— No Duplat, stary recydywisto! pokaż nam swą twarz zbójecką!
Oblicze ex-kapitana komuny wstrętne, napiętnowane wszelkiego rodzaju nadużyciami, objawiło się w oślepiającem świetle lamp.
Duplat podobny był w tej chwili do człowieka, znajdującego się w ostatniej fazie upojenia alkoholem.
Gilbert i Gaston Depréty, chociaż wiedzieli, że nikt im nie uwierzy, wołali:
— Jesteśmy niewinni! Wszystko to jest kłamstwem!
— Nie! jest prawdą! — w przystępie wściekłości zawołał Serwacy Duplat. — Nie warto zapierać się! Mają dowody! Ujęli nas! Nie wykręcajmy się i bądźmy zuchami do końca!
Mówił to z pianą na ustach i zataczając, wzrokiem dzikim.
— Na co przyda się zaprzeczać? — mówił dalej przez zęby. — Byłoby to głupotą, gdyż mają nas w swych rękach i nie wypuszczą więcej!... Prawda, porwałem dzieci Janiny Rivat... jedno z nich sprzedałem Gilbertowi Rollinowi za sto pięćdziesiąt tysięcy