Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/58

Ta strona została przepisana.

Dziecko to ma najwyżej dwa lub trzy dni życia, więc — jak raz do przytułku...
— Czy wiesz numer domu spalonego, z którego wybiegła matka?
— Zmiłuj się, czy ja mogłem wtedy myśleć o numerze domu? Zresztą wszystkie domy paliły się naraz.
— To prawda. Ale to mała rzecz. Dziecko uratowane ma takie samo prawo do opieki co i znalezione. — Radź. — Znają mnie tutaj o tyle, że uwierzą mi na słowo. Tylko nie wymieniaj swego nazwiska. Wiedzą już, że kapitan Serwacy Duplat dowodził plutonem który rozstrzelał zakładników. Zgubiłbyś siebie i mnie skompromitowałbyś.
Merlin zaprowadził Duplata do biura urodzeń i wskazując urzędnikowi dziecko rzekł:
— Człowiek ten uratował z płomieni dziecię. Matka i ojciec nieznani. Niech pan będzie łaskaw zapisze objaśnienia jego, a ja tymczasem pójdę do pana mera powiadomić go o wypadku i zapytać co zrobić z dzieckiem?
Po chwili powrócił z gabinetu z oświadczeniem, że mer prosi ich wszystkich do siebie.
Gdy weszli, Merlin przedstawił swego przyjaciela.
— Pan Juliusz Servaize, o którym panu merowi mówiłem. Znam go oddawna. Udało mu się opuścić Paryż i wrócił dopiero z nami.
— Panie — odrzekł mer, podając rękę wspólnikowi Gilberta — winszuję panu takiego poświęcenia.
Pan Merlin opowiedział mi wszystko. Uczynię wszystko co będę mógł dla tej biednej sieroty.
Poczem zwróciwszy się do urzędnika, rzekł:
— Panie Berlin, wiesz co należy uczynić w takich wypadkach. Postaraj się, aby dziecko to bezzwłocznie oddano mamce. Porozumiej się pan w tej kwestyi z zarządem przytułku. Spisz protokół, który za-