Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/6

Ta strona została przepisana.

wadzić żołnierzy do ratusza, poczem podszedł do swego wspólnika.
— Coś ty uczynił, nieszczęśliwy! — zawołał Merlin, drżąc z przestrachu.
— Gdybym był odmówił posłuszeństwa, rozstrzelanoby mnie!
— Ależ to zbrodnia!
— Cóż miałem robić? Chodziło o moją głowę.
— Musisz teraz odkupić tę zbrodnię — rzekł Merlin po cichu.
— W jaki sposób?
— Wydaniem bramy św. Gerwazego.
— Dziś nie można.
— Więc kiedy?
— Jutro, gdy pójdę na zmianę garnizonu.
— O której godzinie będziesz mógł otworzyć bramę?
— O dziewiątej wieczorem.
— Czy mogę liczyć na ciebie?
— Możesz; dość mam już tej komuny! A pieniądze?
— Oto masz — rzekł Merlin, wtykając mu w rękę pięć biletów tysiąc-frankowych.
— Kiedy będzie reszta?
— Jutro... ale pamiętaj — dodał Merlin tonem pogróżki — jeżeli zobowiązania swego nie wypełnisz sumiennie, iub oszukasz, to choćbyś się ukrył pod ziemię, znajdą cię i rozstrzelają tak, jak tyś rozstrzelał zakładników.
Kapitan uczuł dreszcz przechodzący po ciele.
— Nie lękaj się, dotrzymam słowa. Jutro o godzinę dziewiątej brama św. Gerwazego będzie otwartą.
— Więc do widzenia! Merlin udał się na Pere Lachaise, gdy tymczasem