Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/62

Ta strona została przepisana.

Niech panowie podpiszą — rzekł urzędnik, podając pióro Duplatowi.
Ex-kapitan podpisał nazwisko: Juliusz Servaize.
— Dopuściłem się fałszerstwa w dokumencie urzędowym — pomyślał — a to gruba sprawa... Ale jam temu nie winien... to Merlin. Zresztą po oddaniu dziecka do przytułku, nie będzie o niem mowy...
Z kolei podpisał Merlin.
— A teraz — dodał urzędnik — niech pan uda się i do pana mera po papiery potrzebne do umieszczenia dziecka u mamki.
Duplat i Merlin zabierali się do wyjścia, gdy wtem na progu kancelaryi stanął Gilbert, w towarzystwie swego sąsiada p. Lannay i akuszerki, niosącej dziecko na rękach.
Gilbert wymienił z Duplatem szybkie spojrzenie.
— Więc dotrzymał słowa — pomyślał mąż Henryki.
Duplat i Merlin udali się teraz do mera i znaleźli papiery gotowe.
— Zawizuj pan ten list bezpieczeństwa u komisarza wojskowego — rzekł urzędnik, wręczając papiery agentowi, następnie na koszt merostwa weźmiesz powóz i odwieziesz pana Servaize do bramy Charenton. Tamtędy będzie najbliższa droga do Saint-Maur, gdyż pociągi na kolei żelaznej jeszcze nie kursują.
A zwróciwszy się do Duplata, dodał:
— Jeszcze raz winszuję panu tak pięknego czynu. Gdyby nie pan, to dziecię nie żyłoby już. Postąpiłeś pan jak człowiek z sercem i honorowy... czyn pański przyniesie mu szczęście.
I uścisnął rękę łotra, który podając swoją, myślał:
— Jaki ty głupi jesteś mój panie! zdaje ci się, żeś bardzo przenikliwy i rozumny.
Merlin i kapitan Komuny po wyjściu z merostwa pojechali na plac Roquette, gdzie Merlin, mający