Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/64

Ta strona została przepisana.

w księdze urodzeń merostwa, jednego dnia, na jednej stronicy i jedna po drugiej.
Gilbert przekonał się o tem dowodnie, czytając przez ramię urzędnika deklaracyę, podpisaną przez Juliusza Serwaize i Alfonsa Izydora Merlin.
— Duplat nie podpisał nazwiska własnego — myślał mąż Henryki. — Bał się i wziął sobie wspólnika. „Juliusz Servaize“ dobrze wiedzieć o tem.
Po otrzymaniu kopii aktu urodzenia, przyznającego Maryę Blankę za jego córkę legalną, Gilbert odetchnął swobodnie.
Przyszłość jego, na chwilę zaciemniona, nareszcie rozjaśniła się.
Pełen otuchy powrócił do domu i polecił akuszerce wyszukać mamkę.
W chili tej, w której wszystko zdawało mu się uśmiechać, niepokoiła Gilberta jedna tylko myśl, mianowicie posiadanie wspólnika; powiedział sobie jednak, że pozbędzie się go niedługo.
W jaki sposób? — nie wiedział jeszcze, ale będąc przygotowanym do użycia wszelkich środków, był pewnym, że nie dozna zawodu.
Powóz unoszący Merlina i Duplata z dziewczynką nie przybył bez trudności do bramy Charenton. Co kilkaset kroków musiał agent wersalski dawać objaśnienie naczelnikom posterunków i pokazywać list bezpieczeństwa.
— Zrozumiałem — rzekł Duplat podczas przejazdu — dlaczego dałeś mi nazwisko zmyślone; ale jeżeli fałszerstwo to zostanie kiedy odkryte?
— Przez kogo? — odrzekł Merlin, — kto będzie sprawdzał deklaracyę? To sprawa już skończona. Zresztą, z dwóch niebezpieczeństw zawsze należy wybierać mniejsze... Gdyby nazwisko twoje zostało wymienione, byłbyś rozstrzelanym. Teraz już nie potrze-