Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/70

Ta strona została przepisana.

miała narazić się... Nie puszczę cię od siebie... Ale, — dodała po chwili — czy sądzisz, że mogą cię szukać tutaj?
— Nie zdaje mi się, ale ponieważ należy przewidywać wszystko, więc po kilku dniach powinniśmy wyjechać.
— Dokąd?
— Do Szwajcaryi.
— Oboje?
— Rozumie się. Czyż sądzisz, że przybyłem dla tego, byś wyciągnęła mnie z biedy i naraziwszy cię, następnie opuścić? Byłoby to nikczemnością! Pojedziemy do Genewy, założysz tam pralnię i będziemy żyli spokojni, szczęśliwi, nie obawiając się nikogo...
Duplat myślał, że Palmira propzycyę tę przyjmie z zachwytem, ale ta odrzekła:
— Zapewne, że byłoby to dobrze. Wiem, że jestem robotnicą dobrą i potrafiłabym kierować zakładem, ale nie mam ani grosza oszczędności, żyję z dnia na dzień, a urządzenie takiego zakładu wymaga sporo pieniędzy...
— Jak myślisz — przerwał Duplat — czy pięć tysięcy franków wystarczy na taki interes?
— Nawet za wiele — odrzekła Palmira zdziwiona.
— Więc niech ci się zdaje, że sumę te posiadasz w kieszeni.
— Więc ty myślisz, że ją dostaniesz?
— Nie potrzebuję dostawać, gdyż mam.
— Nie żartujesz?
— Skoro nie wierzysz, więc patrz!
I powiedziawszy to, Duplat wyjął z kieszeni przygotowane naprzód pięć tysięcy franków i pokazał je Palmirze.
Uszczęśliwiona dziewczyna uścisnęła go serdecznie.
Duplat jako człowiek praktyczny i przezorny, przyznał się tylko do trzeciej części posiadanego ma-