Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/71

Ta strona została przepisana.

jątku i ani słowa nie wspomniał o spodziewanym w przyszłości, to jest o zahypotekowanych na przyszłej sukcesyi Henryki stu pięćdziesięciu tysiącach franków.
— Pomówimy później o naszych projektach — rzekła Palmira — a teraz myślmy o najpilniejszem. Czy przypuszczasz, że mogą cię szukać u mnie?
— Nie sądzę, ale należy być ostrożnym.
— Czy który z twoich przyjaciół zna mój adres w Champigny.
— Tylko Merlin.
Duplat zapomniał o Gilbercie.
— Co to za jeden ten Merlin?
— Towarzysz, którego widziałem raz w Paryżu i który dopomógł mi do ucieczki.
— Czy jesteś pewnym jego?
— Ufam mu jak sobie.
— Więc dobrze.
— Przez czas bytności u ciebie nie pokażę nosa na ulicy. Ty zaś nie zmieniaj systemu życia, tylko zamiast stołować się w restauracji, jadaj zemną w domu.
— To łatwa rzecz... ale...
— Co takiego?
— W niedzielę odwiedzają mnie przyjaciółki, nie mogę zaś, nie wzbudzając podejrzenia, zamknąć drzwi przed niemi.
— Za tydzień już tu nas nie będzie.
— To też o niedzielę przyszłą nie obawiam się, ale dziś wieczorem, miałam pójść z jedną z przyjaciółek do restauracji nad rzekę, a wieczorem na zabawę tańcującą. Jeżeli nie pójdę, to ona gotowa przyjść po mnie.
— Do dyabła! — zawołał Duplat — obiad nad brzegiem rzeki — pyszna rzecz.
— Tylko nie myśl o tem. — Na krok nie puszczę clę z domu.
v