Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/76

Ta strona została przepisana.

część piersi, przeszyła ją na wylot i wyszła pod łopatką.
Trudno było przekonać się w tej chwili, jakie organa były najwięcej uszkodzone, ciało bowiem posiadało, sztywność trupa.
Magdalena jęczała i złorzeczyła komunistów.
— Zamordowali go, zbrodniarze!
— Uspokój się — odezwał się chirurg, podrażniony krzykami służącej. — Nie opłakuj go, bo może jeszcze żyje!
Pan Lebland zanadto był oswojony z ranami od kul, by nie wiedział, że stan wikarego jest groźny, mimo to z udanym spokojem dodał:
— Nie takie rany widziałem. Nie raz zdarzało mi się postawić na nogi żołnierzy, po pół tuzina kul mających w ciele, a o połowę słabiej zbudowanych od księdza. Starajmy się naprzód przywrócić go do przytomności, jeżeli jeszcze można.
Stary chirurg udał się do swego mieszkania i we własnej apteczce przyrządził lekarstwo, które następnie wlał w usta rannemu.
Dwa razy jeszcze co pół godziny ponawiał taką samą dozę, z niepokojem oczekując skutku, ale dopiero nade dniem wikary poruszył się otworzył oczy i westchnął.
Magdalena padła na kolana i z płaczem dziękowała Bogu.
— Panie doktorze, pan ocali księdza? — zawołała, całując rękę chirurga.
— Mam nadzieję, — odrzekł wzruszony.

∗             ∗

W dwa dni po tych wypadkach, spokój, przynajmniej na pozór, zapanował w Paryżu; część wojska po-