Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/87

Ta strona została przepisana.

— Dziękuję panu, — rzekł Duclot. — A teraz wypijemy jeszcze po szklance i chodźmy.
Stuknęli się szklankami po raz ostatni, poczem zapłaciwszy należność, wyszli z zakładu i udali się na ulicę Bretigny.
— Widać, że to denuncyacya poważna — rzekł Boulard do swego towarzysza, gdy znaleźli się sami. — Palmira istnieje, a więc i nasz kapitan musi przebywać u niej. Oby tylko nie chciał stawić oporu...
— Ba! na to mamy nasze rurki — rzekł Duclot, spoglądając na kieszeń, w której ukryty był rewolwer wielkiego kalibru.
Duplat od czasu przybycia do Palmiry nie pokazał się ani razu na ulicy, nawet rzadko kiedy wychodził do ogródka, by odetchnąć świeżem powietrzem.
Oboje stosowali się ściśle do ułożonego planu.
Palmira wychodziła do pracowni o siódmej rano, 0 jedenastej wracała na śniadanie, przynosząc z sobą żywność na cały dzień, w południe wychodziła znowu i ostatecznie zjawiała się w domu o pół do ósmej wieczorem.
Wieczór schodził jej na rozmowie z Duplatem i na układaniu planów na przyszłość, stanowczo bowiem postanowili opuścić Champigny w końcu tego tygodnia i osiedlić się w Szwajcaryi.
Palmira wystarała się o przewodnika na kolejach żelaznych, który Duplat wystudyował starannie, wybrał najdogodniejszą linię kolei i stacyę, na której miał wysiąść i obliczył szanse powodzenia.
Uradzili, że on wysiądzie o dwie stacye od granicy i boczną ścieżką przejdzie je pieszo, ona zaś pojedzie wprost do Genewy, gdzie oczekiwać go będzie w hotelu Mont-Blanc.
Z Champigny mieli wyjść pieszo 1 bez żadnych pakunków, wsiąść do poniągu o kilka stacyj dalej i ro-