Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/88

Ta strona została przepisana.

złączyć się przed granicą; dzień wyjazdu oznaczyli na sobotę.
Nadszedł czwartek.
Wybiła godzina dziesiąta rano, gdy agenci Boulard i Duclot opuścili restauracyę na statku.
Po wyjściu Palmiry Duplat sam pozostał w mieszkaniu, a ponieważ nie miał nic do roboty, leżał więc jeszcze w łóżku i palił papierosa, oczekując na dzienniki, które Palmira przynosiła mu, wracając na śniadanie.
Wstał nareszcie, ubrał się i rozmyślał, jakim sposobem zabije nudy w ciągu całego dnia.

XXVIII.

Boulard i Duclot weszli na ulicę Bretigny i zatrzymali się pod nr 9.
— Tutaj — rzekł Boulard, wskazując tabliczkę z numerem.
Podszedł do drzwi, zastukał.
Duplat wytężył słuch i zaniepokoił się.
— To nie Palmira — pomyślał — gdyż wzięła klucz z sobą. Może ktoś omylił się, a może jaka jej znajoma. Niech puka, jak zabolą go palce, odejdzie.
Agenci zapukali ponownie i nie otrzymawszy odpowiedzi, zaczęli się niecierpliwić.
— A może w domu niema nikogo? — zapytał Boulard.
— Zaraz przekonamy się, — rzekł Duclot i zawołał głośno. Panie Servaize!... Panie Servaize!...
Duplat zerwał się z krzesła jak oparzony.
— Servaize... — szepnął — wymieniono nazwisko, dane mi w merostwie przez Merlina... Co to znaczy?
— Panie Servaize! — zawołano po raz trzeci.