Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/91

Ta strona została przepisana.

Nawet nie przyszło mu do głowy, że denuncyantem jego był Gilbert Rollin, jakim sposobem bowiem mógł się domyśleć, że wspólnik jego przeczytał w księdze urodzeń w merostwie jego nazwisko Servaize?
— Pośpieszaj! — zawołał Duclot — bo inaczej...
I nie kończąc frazesu pokazał mu lufę rewolweru.
Duplat przyspieszył kroku, pozostawiając w ogrodzie Palmiry zakopaną pod drzewem butelkę, zawierającą cały jego majątek.
Na co mu on teraz?
Wszystko dla niego skończyło się...
Upominać się u Merlina?
I cóż z tego, skoro, on sam oświadczył, że wyprze się go stanowczo.
Nie mógł spodziewać się pomocy od nikogo i ta myśl rodziła w nim przeczucia najstraszniejsze.
— Wszystko przepadło!... — szepnął. — Do muru? Trudno. — Raz człowiek umiera...
Pośpiesznie uczynił kilka kroków, jak gdyby chciał uciec.
— Wolniej! — zawołał Duplot, wstrzymując go za ramię. — Zdążysz jeszcze do la Roquette.
Słowa te przestraszyły Dnplata. W Roquette bowiem dowodził plutonem, który rozstrzelał zakładników.
Jeżeli go tam zaprowadzą — będzie poznanym!
— Nie męczcie mnie napróżno — rzekł do agentów. — Zaprowadźcie mnie wprost do Wersalu, gdzie zasiada sąd wojenny; niech mnie sądzą i rozstrzelają.
A w duszy myślał:
— W Wersalu mogą skazać mnie tylko na deportacyę, a to głupctwo... Niepodobna, by nie ogłoszono kiedyś amnestyi...
Polną ścieżką doszli do Marny, przeprawili się łodzią i następnie pociągiem kolei żelaznej ruszyli do Paryża.