Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/103

Ta strona została przepisana.
XII.
Douglas-Park.

— Byliśmy w ogrodzie aklimatyzacyjnym, mówiła dalej Blanka.
Zaledwie stąpiłam na ziemię, uczułam że jestem odurzona winem. Lord Dudley dostrzegł to, bo mi poda! rękę na której się silnie oparłam.
Przeszliśmy poza sztachety. Moje elewki pobiegły naprzód, przywabione krzykiem dzikich papug. Szliśmy za niemi powoli.
Lord Dudley tak rozmowny, wcale się do mnie nie odzywał, czułam jednak że jego ręka drżała i patrzył na mnie wzrokiem, który mnie wprowadzał w kłopot.
Dla przerwania milczenia rzuciłam kilka pytań co do przedmiotów nas otaczających.
Odpowiedział mi krótko ale głosem niezwykłym. Działo się z nim coś szczególnego. Ale co? Nie pytałam się żeby go nie obrazić. Niepodobna mi było rozwiązać tę zagadkę.
Przeszliśmy tym sposobem większą część ogrodu, ja ciągle odurzona, mój towarzysz milczący.
Nagle zatrzymał się.
Dwoje dzieci oddaliło się od nas na kilka kroków.