Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/106

Ta strona została przepisana.

trzy tygodnie, jakże jednak byłam zdziwiona, gdy po dwóch tygodniach powrócił nagle sam lord Dudley.
Zapytany o przyczynę w mojej obecności przez starszą córkę, wyrzekł, że uroczystość niezmiernie mu się sprzykrzyła i że pozostawił żonę u familji a sam pozostanie z nami...
Mówiąc to, patrzył na mnie temi samemi błyszczącemi oczami co w ogrodzie.
Posiadłość Douglas Park, była bardzo obszerna i bardzo piękna, szczególniej pałac zawierał mnóstwo pokojów.
Apartament jaki zamieszkiwałam z mojemi elewkami, obejmował dwa pokoje sypialne z gabinetami łączącemi się z mieszkaniem gospodyni.
Pokój najbardziej zbliżony do salonu był moim, dziewczęta zajmowały drugi; pozostawiałam otworem zawsze drzwi komunikujące ze sobą te dwa pokoje, lecz drzwi na zewnątrz zamykałam na rygiel.
Było to w listopadzie. Już dawało się uczuwać pierwsze zimno. Każdego wieczoru ogromny ogień palił się na kominie pożerając olbrzymie kłody.
Lord Dudley czytał gazety a ja uczyłam muzyki moje elewki.
O godzinie 10 piliśmy herbatę, po czem Mary i Ellen żegnały się z ojcem i wracałyśmy do naszego pokoju.
Nazajutrz po powrocie niespodziewanym, lord Dudley po śniadaniu rzekł do córek w obec mnie:
— Dick zaprezentował mi parę poney, które tresował przeszłego roku. Czy chcecie moje dzieci przejechać się ze mną w powozie po parku.