— Można go wywłaszczyć. Posiada oprócz tego pałacu majętność w Normandji, z małym zamkiem. To zawsze coś warto.
— Nie licząc mebli, które można sprzedać, są konie, powozy, uprząż na nie...
— Meble! za żadne w świecie pieniądze, zawołał tapicer. Nie pozwolę się dotknąć. On mi winien za meble, ja je wezmę.
— Ja uczynię to samo z końmi, za które także mi należy zapłata.
— Ja biorę uprząż.
— Ja powozy.
Czterej ci panowie zaczęli się ze sobą ucierać na dobre.
Koledzy nie chcieli znowu przystać na postępowanie tak arbitralne, uważali bowiem je za gwarancją zapłaty wszystkim, gdy nagle otworzyły się drzwi i lokaj ubrany bardzo starannie, zakrawający na pana, rzucił między ścierających się, bliskich do wzięcia się za czuby, następne wyrazy:
— Panowie! Pan hrabia.
Natychmiast jakby pod wpływem czarów wszyscy umilkli.
Taka jest siła (przywyknienia), że wszyscy ci do obecnej chwili oburzeni i rozgniewani, na usłyszane nazwisko przywołali na twarz uśmiech, uśmiech słodki jakimi odznaczają się kupcy i przemysłowcy w obec klienta bogatego i nie patrzącego prawie na rachunek kiedy takowy płaci.
Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/11
Ta strona została przepisana.