Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/110

Ta strona została przepisana.
XIII.
Zbrodnia.

— Byłam zgnębioną, mówiła w dalszym ciągu panna Lizely. Nogi drżały podemną, nie chciałam dłużej pozostać w salonie, obawiając się powrotu lorda.
Wyszłam z zamku bez względu na zimno, zapomniawszy nawet okryć się szalem; oparłam się o drzewo i pozostałam aż do chwili powrotu moich elewek.
Drżałam na myśl spotkania lorda przy obiedzie, gdy wszedł lokaj zawiadamiając córki, że lord Dudley postanowił konno wyjechać w sąsiedztwo i że powróci dopiero późnym wieczorem.
Odetchnęłam.
O godzinie 10-tej starzec jeszcze nie powrócił, jakkolwiek słyszałam tentent koni na dziedzińcu.
Siedliśmy do herbaty jak zwykle, wydała mi się ona nieco za mocna i za gorzka.
Ellen i Mary to samo zauważyły i wypiły tylko po połowie filiżanki.
W pięć minut później znajdowaliśmy się w naszym pokoju.
Pokojówka, która rozbierała zawsze moje elewki, oświadczyła gotowość usłużenia mi także, ale odmówiłam.