Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/120

Ta strona została przepisana.
XV.
Życie na dwie strony.

Nazajutrz pan de Nancey urzeczywistnił swój plan, którego pomysł pierwszy zawdzięczał bytności w leśnem ustroniu u panny Lizely.
Tym sposobem dzielił swoje dnie między Małgorzatą i Blanką, wynajdując zawsze wyśmienite powody, już to do przybycia zbyt późno, już to do odjazdu zbyt wcześnie.
W Montmorency rzeczy szły naturalnym porządkiem.
Ogłoszono zapowiedzi. Dzień ślubu został oznaczony. Żadnej przeszkody. Małgorzata naiwna i czuła za każdym pobytem pana de Nancey okazywała mu więcej serdeczności.
Widocznie młode dziewcze oddało mu się całem sercem.
Blanka ze swej strony zakochana bez pamięci, walczyła przeciwko Pawiowi i przeciwko swej namiętności.
Drżała o siebie, obawiała się wybuchów namiętnych, trzymała Pawła w oddaleniu, nie pozwalając na żadne zbliżenie.
Dla czego jesteś tak okrutną, moja czarująca blondynko, mój śnie złoty! szeptał młody człowiek doprowadzony do ostateczności.