siebie blisko tuzina przyjaciół. Pito trochę za wiele i rozmawiano dość głośno i wesoło.
Właściciel przyniósł butelkę wina z r. 1848. Jeden z biesiadników wziął butelkę, powąchał i zawołał:
— Zabierz ją sobie, bo za nadto czuć korek.
— Cicho, rzekł hrabia Nattes już dobrze pijany.
— Dla czegóż to mam milczeć? zapytał pierwszy.
— Ponieważ nie można mówić o stryczku obok powieszonego.
— Co to znaczy?
— Ani o korku u teścia korkarza, dodał hrabia Nattes, pośród ogólnego milczenia. Teść naszego Pawła tu obecnego sprzedawał te przedmioty, które ty potępiasz.
Sądził że go poprze śmiech ogólny. Tymczasem nikt się nie odezwał.
Paweł powstał.
— Mój kochany panie, rzekł ze spokojem pokrywającym głębokie wzruszenie, jesteś impertynentem i głupcem.
— Co?
— Jeżeliby ojciec hrabiny był kupcem, dodał Paweł, słychaćby o tem było daleko wyraźniej.
Młody człowiek chciał się rzucić na hrabiego, ale go inni powstrzymali.
— Nie gorączkuj się mój mały, zwykłem bowiem załatwiać kułakiem wszelkie kłótnie, a zdaje mi się że jestem od pana mocniejszy. Jeżeli zaś chcesz, możemy się spotkać w lasku bulońskim jutro rano.
— Bardzo dobrze.
Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/141
Ta strona została przepisana.