Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/148

Ta strona została przepisana.

Zapłacono gotówką pańską miłość... uczyniono zaszczyt pańskiemu podpisowi...
— Blanko, ty mi czynisz wyrzuty. Mówiłaś przecie że nie można rozkazać sercu, a moje zupełnie do ciebie należy.
— Bardzo eleganckie kłamstwo, uprzedziłam pana że nie wierzę w coś podobnego.
— Ja cię kocham, kochana! O Blanko, zbyt drogo okupiłem wybryk, i honor mój narażony został w obec świata. j
Nastało milczenie. Wkrótce jednak Blanka odezwała się:
— Bądź pan szczerym i raz zastanówmy się nad naszem położeniem, które dla mnie jest wielce przykre. Bądź pan moim przyjacielem ale niczem więcej. Moje serce umarło dla miłości. Przyjmij pan więc ofiarowaną przyjaźń albo od tej chwili zrzecz się widywać ze mną, co wprawdzie, sprawi mi pewną przykrość. A więc...
— Nie widywać się, jest niepodobieństwem...
— A któż cię do tego zmusza. Mój dom zawsze dla ciebie otwarty...
— Ale przestać cię kochać... gdy serce rwie się do ciebie, nie, nigdy!
— Kochaj więc lub pozostań w tej illuzji, ale mi nigdy o tem nie wspominaj...
— Nie mogę.
— Wszystko można przy silnej woli.
— Przyrzeknę milczeć i nie dotrzymam słowa...
— Warunek nieodwołalny. Za pierwszem zapomnieniem się, wszystko między nami zerwane, nawet przyjaźń.