Wierzyciele usiedli.
Nancey zajął miejsce wprost nich, z drugiej strony stołu jaki stał niedaleko, a na którym, wchodząc, położył portfel.
Przycisnął teraz guzik, otwierający misternej roboty sprężynę. Usłyszano małe trzaśnięcie i portfel otworzył się, okazując wnętrze swe zdziwionym.
Wierzyciele z mocnem biciem serca czekali na tę chwilę dramatyczną. Ich oczy błyszczały ogniem chciwości i pożądania, jak oczy kota czatującego na pochwycenie myszy.
Niestety! portfel w swych składach miał jedynie mnóstwo rachunków, ale ani jednego biletu bankowego.
Nieobecność tak pożądanego przedmiotu, znakomicie wpłynęła na osłabienie uśmiechu a z nim razem iluzji.
Należało wszakże wysłuchać tego co mówi p. Nancey, jakoż mimo pochmurzonych twarzy, żaden nie pisnął ani słowa.
Fizjonomia Pawła zawsze uśmiechająca się, czyniła najgorsze wrażenie, hrabia jednak jakkolwiek zauważył zmiany na obliczach, nie stracił wcale dawniejszej swobody.
Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/15
Ta strona została przepisana.
II.
Dłużnik.