Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/162

Ta strona została przepisana.

— Czy młoda?
— Jeżeli się nie mylę, ma 24 lub 25 lat.
— Nie mówiłeś nigdy o niej.
— Rodzina moja jest tak liczna, że niepodobna o wszystkich pamiętać... Cóż mam odpowiedzieć?
— Ty najlepiej ocenisz to mój drogi. Dodam tylko, że z mojej strony niech rachuje na najlepsze przyjęcie. Jako kuzyna ma prawo do mojej sympatji.
Paweł dotknął ustami czoła żony, której twarz rozpromieniła się.
— Jesteś prawdziwym aniołem, moja droga. Pojadę sam jutro z odpowiedzią, będzie to daleko lepiej. Zatrzymasz ją na obiad, jeżeli ci się podoba. W przeciwnym razie, można będzie zerwać stosunki, bo nie chciałbym aby ci to sprawiło przykrość.
Wyrazy te niewypowiedzianą sprawiły jej radość, szepnęła z cicha:
— Wraca do mnie! Nazajutrz pan de Nancey wyjechał.
Blanka postanowiła zdobyć hrabinę i rzeczywiście powiodło się jej nadspodziewanie.
W ciągu godziny Małgorzata pozostawała pod wpływem czarów. Kiedy następnie oddaliła się, zapytał małżonkę.
— Cóż mój aniołku, jakże ci się podobała kuzynka.
— Nie wiem co mam myśleć. Ale od pierwszej chwili zakochałam się w niej. Jaka szkoda ze Ville d’Avray tak daleko od Montmorency. Gdyby Blanka mieszkała bliżej, widywałabym ją codzień, co godzinę. Nie rozstawałybyśmy się nigdy ze sobą.