Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/168

Ta strona została przepisana.

Gniewała się w początku, że była tak niesłusznie opuszczoną, dziś przeciwnie nie miała ani jednej chwili samotnej. Mąż jakkolwiek jak dawniej obojętny, znośnym był i uprzedzającym. Blanka używała wszelkich środków, aby jej uprzyjemnić każdą chwilę, czyli aby ją utrzymać zawsze pod wpływem czaru i nieświadomości bezwzględnej, co się dzieje w około niej.
Cóż się jednak działo w tym samym czasie z panem baronem Rene de Nangis?
W początku stracił on bardzo wiele w stosunku do młodziutkiej, przyjemnej mężatki. Wizyty barona były dość częste, ale jednak nie mogły obudzić podejrzenia męża.
Małżonkowie zwykle są tak usposobieni, że zaniedbują żony, zabraniając jednak innym zastępować swoją rolę, i w razie przeciwnym obwiniają zwykle swoje małżonki.
W innym wypadku baron de Nangis mógłby być bardzo grzecznie wyproszony, teraz jednk obecność panny Lizely stawiła hrabiego w położeniu wyjątkowem, skazując tym sposobem na cierpliwość i milczenie.
Blanka ujrzawszy raz jak hrabia zmarszczył brwi, kiedy zapowiadano wizytę barona, wzięła go na bok mówiąc z pewną goryczą:
— Czy miałbyś być zazdrosnym panie kuzynie? Potrzeba mnie uprzedzić... i zarządzić konie do wyjazdu.
Paweł klął się, że wcale nie myśli o żonie, natomiast zaś Blanka od tej chwili wzięła René pod swoją wyłączną opiekę i nieraz wyprowadzała hrabiego na spacer do lasku, byle tylko ułatwić René sam na sam z Małgorzatą.