Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/17

Ta strona została przepisana.

— Pojmiecie to natychmiast moi przyjaciele, odezwał się hrabia z swym uśmiechem, coraz bardziej żartobliwym.
Przyczem włożywszy w oko szkiełko, zaczął przeglądać arkusz papieru zapełniony cyframi i rzekł:
— Mając na względzie odwieczną zasadę i nieodmienny pewnik: „że dobre rachunki czynią dobrych przyjaciół” przytem pragnąc utrzymać i nadal sympatją moich drogich dostawców, postanowiłem uporządkować jak należy moje rachunki. Znam moje położenie bardzo dobrze, a może nawet lepiej niż przysięgły taksator, oceniający upadłość, chciałbym przytem dać wam najdoskonalsze sprawozdanie z obrotu funduszów, zanim się ze sobą pożegnamy. Nie wątpię, że nasza pogadanka utwierdzi jeszcze silniej naszą dotychczasową zgodę i harmonię.
Wstęp tak tajemniczy i ciemny nie zadowolnił nikogo. Wierzyciele pytali siebie wzajemnie, dokąd ich hrabia zaprowadzi i uczuli drżenie nerwów.
— Tutaj, rzekł Paweł, opierając palec na pliku papierów, tutaj znajduje się lista wierzycieli. Przebiegniemy ją jeżeli pozwolicie razem. Nie ułożyłem jej literalnie, ponieważ chciałem dać pierwszeństwo grubszym sumom... Każdemu właściwie należy się odpowiednia cześć. Rozpoczyna pochód p. Gobert.
Wszyscy zwrócili spojrzenie ku osobie, którą Paweł pozdrowił ręką i uśmiechem.
Był to młody jeszcze mężczyzna, bardzo chudy, prawie łysy, dość dobrze ubrany, ale bez pretensji, mający ruchy i postawę wice-naczelnika w biurze mi-