Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/171

Ta strona została przepisana.

i jeżeli w skardze twojej żony, jest istotna prawda, wypowiedz mi ją otwarcie. Jestem gotowa wyjechać natychmiast.
— Ty? Wyjechać? Z powodu jakichś tam głupstw? Jeżeli kto ma wyjechać ztąd to nie ty... to inna!
Tym sposobem Blanka była jedną, jedyną panią w Montmorency. Rozkazywała tu wszechwładnie i służba za przykładem pana tylko jej słuchała.
Jednego razu oświadczyła Pawłowi, że się nudzi, wnet rozesłano zaproszenia i złożył się bardzo wesoły balik.
Hrabina zdawała się być jedynie tylko tolerowaną.
Małgorzata miała nieograniczone zaufanie w baronie. Ośmieliła się nawet przed nim płakać.
Baron stał się pocieszycielem jedynym biednej kobiety, nie mówiąc jej nic wcale o miłości. Odkładał to na później.
Lizely bacznie obserwowała obojga, na sposób pantery czatującej na zdobycz.
Chwila się zbliża! szeptała do siebie z uśmiechem.
Mimo to straszliwie zagniewana na monotonne wizyty barona, pragnęła koniecznie pobudzić jedno lub drugie do wystąpienia z kręgu przyjaźni ufającej i skłonnej do poświęceń.
Należało wywołać kryzys. Jakoż oświadczyła jednego dnia, że wyjeżdża do swego zamku w Normandji i może uwiezie ze sobą Pawła.