Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/173

Ta strona została przepisana.

wet doniosłości obawy. Nie podejrzywała nigdy, aby Lizely nie była żadną kuzynka, lecz tylko kochanką męża.
Kiedy przybył baron de Nangis, pani de Nancey przyjęła go z uśmiechem na ustach, nieco zmieniona skutkiem cierpień wewnętrznych.
— A więc, rzekła podając mu rękę, odjechali przed godziną.
— O kim pani mówisz, rzekł René mocno zdumiony.
— O hrabi i Blance.
— Gdzież pojechali?
— Do Normandji, do zamku de Gilleuls, który należy do mego męża.
— I jakże długo zabawią?
— Cały tydzień.
— Ach! rzekł René, któremu ta podróż wydała się niezmiernie dziwną.
Więcej doświadczony od Małgorzaty, a przytem obyty więcej z demoralizacją światową, zapytywał sam siebie, czy rzeczywiście tak namiętna przyjaźń może istnieć pomiędzy krewnemi, czy to nadskakiwanie kuzynce nie zdradza jakiego delikatniejszego uczucia.
Niespodziewany odjazd męża Małgorzaty, oddalającego się z Blanką, utwierdził go w podejrzeniach.
Wszakże nieprzekonany zupełnie, nie śmiał czynić wyjaśnień, mogących obrazić boleśnie tę czystą jeszcze duszę.
Obrachowania panny Lizely tym razem nie były na dobrej drodze.
Baron de Nangis, w tak przyjaznych dla niego o-