Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/175

Ta strona została przepisana.

Godzina zwykła minęła, a baron nie pokazywał się wcale.
Cały dzień przeszedł. Nastąpił wieczór, poczem zbliżyła się noc. Rene nie przyjechał.
Pierwszy raz dopiero Małgorzata zrozumiała jak głębokie uczucie żywiła ona dla barona i jaka pustka otaczała ją, gdy nieprzybył.
Przyznała się sama przed sobą, że jakkolwiek obecność męża była dla niej konieczną, to przecież bytność Rene stanowiła dla niej rozkośsz trudną do opisania bez niego, zdawało się, obejść by się wcale niemogła!
Nazajutrz z rana jej pokojówka odezwała się:
— Mam list dla pani hrabiny. Nie przybył wcale pocztą. Przyniósł go komisjoner z ulicy Clichy i oddawszy go natychmiast oddalił się nieczekając na odpowiedź.
Małgorzata zdumiona wzięła list i przypatrywała się adresowi zaniepokojona.
Adres był napisany ręką drżącą, nie był prawie czytelnym.
Młoda kobieta odłamała pieczątkę i naprzód przeczytała podpis. List pochodził od barona de Nangis.
Rene pisał do niej po raz pierwszy.
Cóż tedy mógł jej powiedzieć?
Kilka wierszy wypisanych charakterem nieczytelnym zdawały się być kreślone ręką dziecka lub schorzałego starca.
Oto treść:
„Pani zrozumiałaś, zapewne, że okoliczności, że ko-