Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/186

Ta strona została przepisana.

bieta sucho. Propozycja twoja jest dla mnie wielce pochlebną, jednakże nigdy nie ośmielę się na coś podobnego. Porównawszy talent Blanki z moim, wydaje mi się śmiesznem, aby skromny kwiatek, tak jak to oznacza moje imię, mógł rywalizować z perłą błyszczącą na jej szyi. Nie, nie, nie będę śpiewała.
— Masz zupełną słuszność moja kochana, rzekł hrabia, jest to prawdziwa perła.
— Nasza droga hrabina zbyt skromna, zawołała Blanka z zdradzieckim na ustach uśmiechem... na dwa dni przed naszym odjazdem zachwycałam się duetem miłosnym, jaki odśpiewała z panem de Nangis. Było to prześliczne, zapewniam cię... połączone z uczuciem.
Hrabia przygryzł usta, a Małgorzata oblała się rumieńcem.
— Jestem nieco cierpiącą, szepnęło biedne dziecko, zakłopotane jakby rzeczywiście występne... Proszę o pozwolenie powrócenia do mego pokoju.
— Owszem, idź moja droga, dodał Paweł, i jeżeli kiedy będziesz śpiewała z baronem, racz nas uprzedzić, mnie i kuzynkę. Posłuchamy was z prawdziwą, niewypowiedzianą przyjemnością.
Małgorzata uczuła rozdęcie serca i łzy w oczach...
Wyszła.
— Co znaczy ten ton mowy, mój przyjacielu? odezwala się Blanka, skoro pozostali sami. Ja nie życzę sobie abyś był zazdrosny o swoją żonę.
— A ja, dodał hrabia ściskając zęby, nie życzę sobie być śmiesznym.
— Sądzisz że jabym na to pozwoliła?