Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/199

Ta strona została przepisana.

idzie... Nie mogę być wcale zadowolona. Chcę tłumaczenia... naprzód potrzeba aby hrabina prosiła mnie o przebaczenie. Potem zobaczymy. Pragnę aby mi opowiedziała natychmiast.
— Tak jest, szepnął Paweł... tak, trzeba wyjaśnień, wytłumaczenia się... uczyni to. Czy słyszałaś Małgorzato co mówię?Czy mnie rozumiałaś?
— Zrozumiałam, że jesteś najnikczemniejszym z ludzi, wyrzekła hrabina głosem najwyższej pogardy, nie mogę inaczej nazwać człowieka, który domaga się od żony aby upokorzyła się przed jego kochanką.
— Moją kochanką, krzyknął hrabia w nadmiarze wściekłości.
— Tak jest, twoją kochanką. Nie zapierajcie się, bo to się na nic nie przyda. Widziałam naocznie.
— Ha i niech i tak będzie, zawołał hrabia, odrzucając na bok maskę. Moją kochanką, powiedziałaś, bardzo dobrze. Jestem dumny z tego, mówię ci otwarcie. Moją kochanką, którą uwielbiam, która dla mnie jest, wszystkiem w życiu, jest samem życiem. Tak jest, odrzekam się wszelkich praw do ciebie... zwracam ci twoją wolność, i w zamiam za to błagam cię o zwrócenie mi szczęścia, więcej nad to, życia... Obrażając Blankę rozdzieliłaś mnie z nią... Powróci do mnie gdy zażądasz od niej przebaczenia... Małgorzato!... Małgorzato!... przez litość, nie wahaj się. Nie potrzeba więcej nad jedno tylko słowo...
Z najwyraźniejszą wzgardą i wstrętem hrabina poruszyła głową z przeczeniem.