Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/201

Ta strona została przepisana.

Słyszę, odrzekła Małgorzata, i odjeżdżam.
Dumna, wspaniała przeszła przez pokój, nie spojrzawszy na obojga.
— Jakże? zapytał Paweł wracając do Blanki, czy jesteś pomszczona? Jesteś kontenta.
— Tak, odpowiedziała syrena o blond włosach... i kocham cię.


Minęło pół godziny. Drzwi przez które wyszła Małgorzata otworzyły się po cichu: wszedł przez nie lokaj z krokiem lisa. Wszedł dał znak tajemniczy Lizely i znikł za drzwiami.
Hrabia właśnie klęczał u nóg Blanki i przemawiając do niej słowami miłości, gdy ta przerwała mu:
— Panie hrabio, czy wiesz gdzie znajduje się twoja żona?
— Cóż mnie to obchodzi? Wypędziłem ją, szepnął Paweł. Dla czego mi o niej mówisz.
— Bezpieczeństwo twego honoru wymaga abyś wiedział gdzie się ona znajduje. Hrabina de Nancey... ta małżonka tak niewinna, której cnoty zmusiły cię do dotrzymania wierności a spowodowały moje wypędzenie, hrabina de Nancey przebywa u swojego kochanka.
— Swego kochanka? zawołał hrabia.
— Tak jest... Barona de Nangis... Wszak to cię zadziwia.
— Przysięgałaś mi, że tego nigdy nie było...
— Myliłam się... obecnie mam dowody... oto są...
Co powiedziawszy podała hrabiemu list pisany przez