Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/25

Ta strona została przepisana.
III.
Oryginalna propozycja.

— Nie jestem w stanie wam zapłacie, mówił hrabia.
Hałas ogólny zagłuszył mówiącego. Wszyscy zaczęli razem krzyczeć. Twarze ożywiły się. Głosy mówiących przybierały ton coraz groźniejszy.
Pan hrabia najobojętniejszy na wszystko, wybrał sobie cygaro i zapalił.
Wielki z początku hałas zaczął powoli przycichać.
Gobert dał znak milczenia i zbliżywszy się do hrabiego rzekł:
— Panie hrabio, nie jesteśmy znowu tak bardzo naiwni, jak się to panu zdaje...
— Ależ, odparł młodzieniec, ja panów nie posądzam o to.
— Mówmy otwarcie, rzekł Gobert, pan wiesz, że mamy prawo pana ścigać i pan starasz się jedynie zyskać na czasie. Otóż my na to nie zgadzamy się.
— Nie, nie! dodali inni.
— Zaraz się panom wytłómaczę, odparł hrabia.
— Owszem.
— Oto, szkoda słów na powtarzanie jednej i tej samej piosenki. Wcale nie mam zamiaru żądać od panów jakiejś prolongaty, nie potrzebuję zyskiwać na czasie, ponieważ jestem zrujnowany, zrujnowany bez ratunku.