Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/28

Ta strona została przepisana.

ludźmi dobrze wychowanymi i szczerze wam tego winszuję. Do czegóż mogłaby doprowadzić ta wrzawa nierozsądna? Krzyk wcale nic działa na mnie. Przeklinajcie giełdę na której tyle straciłem, ależ moi panowie nie macie się o co gniewać, strata ta nie zmniejszyła wcale waszych kapitałów. Byłem w tym razie filozofem i zalecam wam ten środek jako najskuteczniejszy.
Dało się słyszeć szemranie. Wszyscy wierzyciele nie spodziewali się wcale od hrabiego lekcji filozofii.
Hrabia mówił dalej:
— Nie nadużywałem waszej cierpliwości moi przyjaciele, ale jedynie prosiłem, abyście posłuchali mnie jeszcze jedną chwilkę. Potrzeba było mówić o sobie, abyśmy mogli przyjść do zamierzonego celu. W mojem nieszczęściu co przedsięwziąść, co począć. Zastanawiaem się nad tem w rozmaity sposób, zdaje mi się, zdecydowałem się już... Widziano wielu młodych ludzi zrujnowanych tak samo jak ja, a jednakże kiedy zajęli się energicznie pracą, w części przynajmniej powrócili sobie majątek... Ja ich naśladować nie mogę. Znam siebie bardzo dobrze. Przywyknienie i potrzeba życia pełnego przyjemności, nigdy nie pozwoli mi zająć się czemkolwiek... Walczyć przeciwko nędzy jest dla mnie memożliwe. Pytam się panów, czy jestem stworzony do wegetacji, do życia i utrzymania się z 3000 płacy. Czyliżby mi one wystarczyły na utrzymanie koni wyborowej rasy, pięknych kobiet, na obiady wykwintne i cygara? Nigdy, nigdy! Wyśmianoby mnie, gdybym jechał omnibusem. A wreszcie cóżbyście skorzystali z mojego heroizmu. Nie spłaci się trzech kroć sto ty-